Sunday, December 11, 2005

Szybki stop, tanie jedzenie i nocleg w wiezieniu, czyli...Witamy w Salwadorze!


Salwador. Kolejny kraj, ktorego historia ostatnich lat przebiegla wedlug latynoamerykanskiego schematu. Odwieczne nierownosci iniesprawiedliwosci, zla junta rzadzaca krajem, lewicowa guerilla i wieloletnia wyniszczajaca kraj okrutna wojna. W Salwadorze nie byl prawie nikt z napotkanych na naszej drodze turystow. Kraj ten nie cieszy sie najlepsza slawa. Wielu uwaza pewnie ze nie ma tu nic ciekawego do zobaczenia. Jest niewielki i wogole prawie nie ma Indian (jedynie 1 % mieszkancow, reszte wymordowanom glownie w latach 30 XX wieku), przestepczosc wysoka i niespecjalnie rozwinieta infrastruktura turystyczna.
Tym bardziej ciekawi bylismy tego zupelnie nieturystycznego kraju :-)
Powital nas milo. Na granicy nie musielismy nic placic a urzednik celny jeszcze dal nam przepiekna mape kraju. Po 5 minutach zlapalismy stopa, pozniej nastepnego. I w ten sposob zmrok zastal nas w Sonsonate - miejscowosci 60 kilometrow przed stolica. Jest to jedno z tych miejsc brudnych i nijakich, gdzie ludziom nienajlepiej z oczu patrzy, gdzie na ulicy dominuja smieci i szarosc. Salwadorczycy maja wyglad dosyc europejski, Nikt tu nie zwraca na nas specjalnie uwagi. Zreszta Marcin ma juz spory zarost, a u jego paska umocowana tkwi maczeta. Wtapia sie wiec w otoczenie calkiem niezle ;-)
Znajdujemy tani hotel (5 dolcow za nas dwoje) przy jakiejs podlej ulicy. Pokoj jest duzy, lozko wygodne, ale cos tu jest nie tak... Szybka analiza... Metalowe potezne drzwi z zamykanym okienkiem posrodku. Nad nimi, na dosyc duzej wysokosci zawieszony kolchoznik, z ktorego zreszta wkrotce zaczyna sie wydobywac muzyka. Zaraz zaraz... czy my przypadkiem nie jestesmy na komisariaciem czy w niewielkim wiezieniu, przerobionym napredce na hotel...? Na szczescie kolchoznik da sie wylaczyc, a my mozemy sie udac na kolacje do pobliskiego baru (zamiast czekac na wiezienne jedzenie ktore straznik poda nam przez okienko)... Ale klimat noclegu w takim miejscu jest niezly.
Za dolara z hakiem dostajemy duzy talerz zarcia plus picie. Dokonujemy pierwszych zakupow w sklepie. Cena autobusu do stolicy: 70 centow (waluta jest tutaj dolar amerykanski). Nasz pierwszy dzien w tym kraju, ale wiemy jedno: Salwador jest TANI!


Autor: Ola

No comments: