Friday, December 09, 2005

Aprendemos espanol en San Pedro !


I wreszcie nastal ten dlugo wyczekiwany moment. Tydzien nauki w szkole hiszpanskiego w pieknie polozonej nad brzegiem jeziora miejscowosci San Pedro La Laguna. Dosc latwo i szybko docieramy tutaj z CHICHI. Miejscowosc ta okazuje sie mekka wszystkich tych, ktorzy pragna nauczyc sie jezyka Cervantesa. Juz na lodce z Panajachel do San Pedro spotykamy Chinke z Honkongu jadaca w tym samym celu. Po przybyciu na miejsce otacza nas krag naciagaczy. Ten ma najtansze hotel, tamten wie jak dojsc do szkoly hiszpanskiego. Dziekujemy im i podazamy we wlasciwym kierunku. Wszedzie witaja nas reklamy szkol hiszpanskiego jest tu ich chyba ze sto. Wszyscy mowia ze najlepsza szkola nasi imie miasta, w ktorym sie znajdujemy. Wiec tam tez kierujemy swoje pirwsze kroki. Mile przywitanie, obszerna recepepcja. No i prezentacje cen. 56 dolarow za tydzien nauki z prywatnym nauczycielem (4 godzinny dziennie) A wiec jednak troche drozej niz przypuszczalismy. Ola zostaje a ja postanawiam rozejrzec sie u konkurencji. Mimo, ze reklam szkol jest tu setki trafic na jakas szkole wcale nie jest taka latwo. Idziesz i idzisz i wciaz sie okazuje ze szukana szkola jest za kolejnym rogiem. W koncu zupelnym przypadkiem trafiam do jakiejs szkoly. Nazywa sie Arco Iris.

Wita mnie Indianin szef szkoly, ktory za biuro ma malenka budke zrobiona z jakis patykow. Strasznie sie ucieszyl ze przybylem. Witaj, wchodz, mam super ceny. Ja pomagam turystom wiec u mnie cena jest najnizsza tylko 45 dolarow. W tym momencie usmiecha sie od ucha do ucha ukazujac swoje wyrazne braki w uzebieniu:)) Obok siedzi Wloch, ktory tez chce sie tam zapisac. Mowi, ze obszedl wszystkie szkoly i ta jest najtansza i bedzie sie tu uczyl. Z tytu widze ze jakis gosc uczy sie jezyka majow w tej szkole. A wiec sa tu jacys uczniowie, wiec chyba wszystko ok?

Pytam sie o noclegi. No i tutaj cena powala mnie z nog. Dla studentow szkoly obok pokoj za 10 quetzali od lebka czyli po jakies 4,8 zeta od osoby. Rewalacja. To najtanszy nocleg jaki keidykolwiek nam sie przydarzyl do tej pory w naszej podrozy.
Wracam wiec do Oli i szybko jej relacjonuje nowe wiesci. Opowiadam to samo Chince po angielsku. A jestesmy na recepcji innej szkoly, wiec juz czuje na sobie zle spojrzenia babki z recepcji, ze nei dosc ze stad odchodzimy to jeszcze probujemy odciagnac Chinke. No nie wiedzialem ze Ola w tym czasie zdazyla rozbic sowim juz zwyczajem wazonik na recepcji czym na pewno nie zaskarbiala sobie sympatii u wlascicieli tej szkoly. A wiec opuszczamy to miejsce i idziemy do naszej szkoly Arco Iris. Dostajemy pokoj. Chinka jednak oglada wsyzstko z przerazeniem. No bo szczerze mowiac nie wyglada to wszystko najczysciej i decyduje ze jednak nie bedzie studiowac w tym miejscu. My tez sie wachamy. Co zrobic. Mowimy wiec wlascicielowi, ze zdecydujemy sie po pierwszej godzinie nauki, jesli wszystko bedzie ok to zostaniemy i zaplacimy. On zgadza sie na takie rozwiazanie. Wlasciciel zeby nas przekonac dorzuca jeszcze pare prezentow. 4 godziny na kajakach za darmo, pogadanka o wojnie w Gwatemali, nauka robienia hamakow. Juz tego samego dnia o godzinie 14 zaczynamy lekcje.

Wkrotce przybywaja 2 nauczycielki w indianskich strojach. Jedna ma 22 lata i ma na imie Andrea a druga Rosa ma 26 lat. Moja nauczycielka robi na mnie bardzo dobre wrazenie, mowi wyraznie i jest bardzo sympatyczna wiec po 20 minutach juz wiem ze tutaj zostane w tej szkola. Na Oli jej nauczycielka z poczatku tez robi dobre wrazenie, wiec oboje nie mamy zadnych rozterek. TAK zostaniemy tutaj tydzien!!!.

Po lekcjach przychodzi czas na zwiedzanie San Pedro. Ta otoczona gorami i polozona nad jeziorem miejscowosc jest zamieszkana wlasciwie przez samych indian poslugujacych sie na codzien jezykiem tzutzuhili nalezacym do rodziny jezokow Majow.
Brzmi naprawde bardzo dziwnie. Setki lat obcowanie z jezykiem hiszpanskim daly sie takze we znaki. Np okreslenie godziny wypowiadane jest tylko w jezyku hiszpanskim oraz taki laczniki jak poniewaz, w rzeczywistosci, czy Bog takze. Szczerze mowiac smiesznie to brzmi. To tak jakby ktos mowil w Polsce "brz szcz gr gra gra, poniewaz gra brr tgdgsdfsd o godzinie 23:00 wlasciwie brz grrrrr hrfytry tryrey erfgs ....."
Miasteczko posiada siec bardzo waskich uliczek w formie dosc skomplikowanego labiryntu. Jest tu mnostwo kolorowych knajp przgotowanych specjalnie dla turystow. W wielu szukaja barmanow z Zachodu. Ogloszanie po angielsku zachecaja: 50 quetzali za zmiane plus jedzenie za darmo (25 zeta) Wieczorem wpadamy do jednego z nich. Super urzadzany. Codziennie puszczaja za darmo filmy, ktorego odglosy roznasza sie po pobliskim ogrodzie. Witaja nas usmiechniete kelnerki. Po tym ja mowie cos po polsku od razu reaguje entuzjastycznie. OOOO Polacy!!! My jestesmy Czeszkami. Jedna z nich juz rok tutaj mieszka. Mowi: Po co mam wracac do ojczyzny skora tam jest tak zimno. Tutaj ze swoim chlopakie z Zimbabwe prowadze knajpe i jest mi dobrze. Druga z Czeszek jest tu miesiac ale tez zapowiada sie ze zostanie dluzej. Tak jak inni, ktorzy w San Pedro zdazyli sie juz posiwiec. Zapomnieli zrzucic z siebie jednak swoich starych hipisoskich strojow i schowac do szafy gitary. Przzylismy w Gwatemali kolejny ciekawy dzien.

Autor: MalyRycerz

No comments: