Friday, December 09, 2005

Nasz gwatemalski dom


Pierwszy raz od poczatku naszej podrozy czuje sie w tym nedzniutkim hoteliku w San Pedro jak w domu. Jestesmy tu prawie tydzien. Mamy swoj pokoj, stolik i hamak przed domkiem. Codziennie rano przychodza nauczycielki. W przerwie "lekcyjnej" matka wlasciciela - wiekowa Indianka o dlugich siwych warkoczach - podaje nam pyszna gwatemalska kawe i cos do przekaszenia. Wlasciciel jest mily, przychodzi tez czesto jego 15 letnia corka Karolina. Mamy milego sasiada - emeryta z Chicago. Czujemy sie troche tak jakbysmy mieszkali w rodzinie. Szczegolnie przez klimat jaki wytwarza babcia. Przygotowuje ona nam sniadania i kolacje.
Wlasciciekl szkoly zaprosil nas wczoraj do siebie do domu. Generalnie myslelismy ze w San Pedro sie tez troche rozerwiemy, ale wlasciwie rzadko wychylalismy nosy spoza naszego domu. Najpierw ja sie rozchorowalam i prawie caly dzien po lekcjach lezalam w lozku (Marcin byl wtedy na indianskim koncercie charytatywnym dla ofiar huraganu Stan w tym regionie), nastepnego dnia rozlozyl sie Marcin. Ale generalnie czas mija milo. Wlasnie wczoraj byl w zyciu miasta bardzo wazny dzien - swieto Dziewicy Marii i z tej okazji organizowana byla wieczorem olbrzymia procesja. Troche jak u nas w Boze Cialo, tylko ze klimat zupelnie inny. Taka religijnosc latynoamerykanska malo ma wspolnego z polska naboznoscia, modlitwami i zaduma. Tutaj otoczka swiat koscielnych jest zawsze baaardzo huczna. Zanim poszlismy na procesje odwiedzilismy jednak wlasciciela szkoly. Podali nam tradycyjne tamale (masa z tortilli z miesem w lisciach jakiegos drzewa). Marcin gadal z gospodarzem na temat mozliwosci ulepszenia reklamy szkoly, zeby przyciagnac wiecej klientow, ja spedzalam ten czas na rozmowach z corkami. 20 letnia dziewczyna wyglada tutaj zazwyczaj jak dostojna matrona. W tym wieku tez pojawiaja sie zazwyczaj piersze zlote wstawki w zebach. 26 letnia nauczycielka Marcina, wyglada na duzo starsza od niego. Mimo tego wcale, jak to nam sie wczesniej wydawalo Indianki nie spiesza sie z zamazpojsciem. Wiele mowi nam ze chce najpierw zrealizowac swoja kariere - najczesciej oznacza to ksztalcenie sie w zawodzie nauczycielki, pracownika socjalnego, pielegniarki, czy sekretarki. Spoleczenstwo Indian jest oczywiscie bardzo konserwatywne. Kobiety nosza tylko i wylacznie swoje tradycyjne stroje, mieszkaja w domu rodzicow az do zamazpojscia, nie pija alkoholu, nie pala i w ogole musza bardzo dbac o swoja reputacje. Funkcje kobiety i mezczyzny sa tu scisle podzielone - wedlug patriarchalnego schematu.
Zabawne, ale tutaj wszystkie kobiety dla nas wygladaja tak samo. Od malenkosci az po starosc nosza te same stroje i w podobny sposob upinaja swoje piekne dlugie wlosy. Jest to urocze. Zalosnie na tle tych tradycyjnie ubranych Indianek wygladaja mezczyzni, z wlosami na zel, w bazarowych koszulkach adidasa, podobnych do tych noszonych przez polskich dresiarzy. Tylko starsi indianie zachowuja fason.
Po wizycie u wlasciciela szkoly idziemy zobaczyc procesje. Robi ona na nas naprawde niesamowite wrazenie!!!! W paru miejscach graja swietne kapele - laczace religijne teksty z latynoamerykanskimi rytmami. Na ulicach co chwila wybuchaja petardy. W pewnej chwili jedna z ulic zaczyna plonac niczym od eksplodujacych bomb. Zza wybuchajacych szalenczo petard, z dymu i ciemnosci wylania sie powoli, dostojna Maryja Dziewica, niesiona na platformie oswietlonej dziesiatkami lamp. Wraz z nia podaza procesja, a w niej glownie setki kobiet otulonych identycznymi pledami. Roznosi sie spiew przerywany wybuchami kolejnych "bomb".
Wracamy do domu dosyc wczesnie, bo Marcina zwala z nog goraczka.

Autor: Ola

No comments: